poniedziałek, 27 czerwca 2016

Porn in the dorm


Kiedy otrzymałem wiadomość, że zostałem przyjęty na studia, na uczelnię w innym województwie, w miejscu, w którym nie dość, iż nie miałem rodziny, to w dodatku nikogo nie znałem, oczywistą stała się konieczność znalezienia tam dla siebie jakiegoś kąta. Przedstawiono mi dwie opcje: albo dogadania się z kilkoma znajomymi i wspólne wynajęcie mieszkania, albo złożenia wniosek o pokój w akademiku. Jako że na liście przyjętych nie było znajomych nazwisk, pierwsze rozwiązanie nie wchodziło w rachubę. Wprawdzie mogłem zaryzykować i nająć mieszkanie z kimś zupełnie obcym, lecz goniący czas i niewystarczająca odwaga sprawiły, iż w parę dni później byłem już oficjalnie lokatorem położonego w parku akademika.
Budynek robił wrażenie. Piętrowy, z przeszklonymi korytarzami, z brukowanym parkingiem z jednej strony i dwoma stawami z drugiej. W ciepłe dni lata wspaniale było sączyć cytrynówkę w towarzystwie pięknych studentek. Kiedy sesja była już za nami, siadaliśmy nad wodą i wprowadzaliśmy się w błogi stan. Dziś nie mam wątpliwości, że były to najpiękniejsze dni mojego życia. Na samo wspomnienie lipcowo-sierpniowego raju moje serce przyspiesza rytm.
I choć przeżyłem wtedy wiele cudownych przygód, kochając się ze współlokatorkami i sąsiadkami, a niekiedy nawet z dziewczynami, które w akademiku tylko gościły, to wszystkie te historie wydają się identyczne. Zaczynały się od wspólnie spędzanego czasu, drinków i papierosów z muzyką w tle, a kończyły w łóżku w przeróżnych konfiguracjach. Raz tylko wszystko zaczęło się inaczej, całkiem niepozornie...
Poznałem pannę A. za sprawą przypadku. Nie odpowiadała mi wieczorna pora piątkowych ćwiczeń, więc przepisałem się do innej grupy, która te same zajęcia miała w poniedziałki. W pierwszej ławce dostrzegłem ciemną blondynkę. Nie miała długich nóg ani wielkich piersi. Miała za to piękny tyłek - jak u J.Lo. U kobiet bardzo lubię krągłości, rzecz jasna, takie w granicach przyzwoitości, więc nie mogłem oderwać wzroku od jej kształtnej pupy. Przyrzekłem sobie, że spotkam się nieznajomą o kształtach latynoskich i słowa dotrzymałem. Kilkukrotnie wyszliśmy na kawę i deser, raz zaprosiłem moją osobistą J.Lo na pizzę w niczym nie odbiegającą włoskim standardom. Panna A. uwielbiała kuchnię, zatem sprawdziło się powiedzenie "Przez żołądek do serca". I nie tylko tam. Po paru tygodniach znajomości zjedliśmy piekielnie drogi obiad w najdroższej restauracji w mieście. Chcąc zwieńczyć spotkanie, podarowałem mej ulubienicy srebrnego słonika na łańcuszku. Oczywiście, słonika z podniesioną trąbą, bo tylko taki przynosi szczęście. No i była w tym zapewne słodka sugestia, że i moja "trąbka" podnosi się w towarzystwie pięknej panny A...
Następnego ranka, wracając z zajęć łaciny objąłem moją seksowną towarzyszkę, paluszek wkładając pod staniczek. Ciekaw byłem jej reakcji. Ucieszył mnie jej uśmiech; czułem, że podoba jej się mój dotyk. Dziś jestem pewien, że miała wilgotno. Wodziłem więc wokół nabrzmiewającego sutka. Wreszcie, przysunąwszy się, objąłem całą pierś. Podjęliśmy natychmiastową decyzję o wstąpieniu do mojego akademika. Pora temu sprzyjała; współlokatorzy byli w pracy.
Zaproponowałem kawę, ale panna A. odparła, że dokucza jej po niej zgaga i wolałaby herbatę. Przyrządziłem więc jej ulubioną, tę, którą kupiłem specjalnie dla niej. Z ciepłym kubkiem w dłoniach usiadła na wąskim łóżku. Zapytałem, czy chciałaby się odświeżyć. W tak upalny dzień prysznic był błogosławieństwem. Podziękowała, wyjaśniwszy, że nie chciałaby robić kłopotu, a poza tym nie ma własnego ręcznika. Dałem jej więc swój, oczywiście, świeżo wyprany. Nie miała już wymówki i po chwili zniknęła w łazience. Przez dziesięć minut chłodny strumień spływał po jej ciele. Gdy wróciła, zasłaniając się ręcznikiem, by jej nie krępować też poszedłem do łazienki i dałem się opleść cudownej strudze. Myłem się bardzo starannie, szczególną uwagę poświęcając przyrodzeniu. Odciągnąłem napletek i wykonując koliste ruchy patrzyłem, jak lawendowe mydło pieni się na moim na wpół twardym penisie. Miałem nadzieję, że panna A. przepada za lawendą.
Wróciwszy do pokoju, zastałem ją dopijającą herbatę. Patrzyła pożądliwie, lecz i ze wstydem. Domyślałem się, że była dziewicą. Nie miała pojęcia, jak się zachować. Dla mnie byłoby wówczas najprościej, gdyby uklękła przede mną i rozpiąwszy mi rozporek rozpoczęła grę wstępną. Co prawda dość prymitywną, ale mimo to stanowiącą dobry punkt wyjścia. Mogła też zrzucić ręcznik i leżeć naga, zamiast znów przywdziać kostium. Aczkolwiek potraktowałem to jak wyzwanie. Zasugerowałem, by zdjęła marynarkę, a kiedy to zrobiła, położyliśmy się. Wciąż ubrani, jedno obok drugiego. W pewnej chwili, wtuliwszy się w pannę A., pocałowałem ją. Choć nie jestem miłośnikiem pocałunków, doceniam ich rolę. Wiem, że są nieocenione - zwłaszcza dla kobiety.
Panna A. nabierała temperatury. Coraz bardziej angażowała się w pieszczoty, wysuwając języczek, by kreślić nim po moich wargach. Moje przyrodzenie było już twarde i gotowe do działania, pochwa panny A. także nie mogła już się doczekać. Nie zwlekając, zdjąłem z kochanki bluzkę i rozpiąłem jej stanik typu push-up. Piersi nie były duże; zakwalifikowałem je wtedy jako średnio dorodne A. Ale wyglądały seksownie: jędrne i sterczące, z okazałymi sutkami, które po chwili zacząłem lizać i ssać.
A. zsunęła obcisłe spodnie i skarpetki. Stopami dotykałem jej stóp, wtedy uważałem to za nadzwyczaj seksowne. Panna A. spodziewała się seksu; miała na sobie perfekcyjnie dobraną, białą bieliznę. Skierowałem więc rękę w stronę jej majteczek, lecz moja oblubienica wzdrygnęła się. Tylko nie majtki! Trochę mnie to zaskoczyło. Nie dałem za wygraną. Jej wargi dosłownie się kleiły i kiedy usiadła na mojej nodze, czułem tę podniecającą maź. Niczym macho chwyciłem swoją kochankę i zamieniliśmy się pozycjami. Obsunąłem się, mając odtąd przed oczami lepkie wargi sromowe panny A. Bawiłem się nimi językiem, podczas gdy moja oblubienica przyglądała się temu, w ustach trzymając paluszek. Wreszcie między wargi wsunąłem dwa palce i zabawiałem zachwyconą A. Po wszystkim wyznała, że nigdy wcześniej nie było jej tak dobrze; że wcześniejsze orgazmy wywoływała podrażnianiem łechtaczki, który nijak miał się do tego zafundowanego jej przeze mnie. Pełen dumy z charakterystyczną dla siebie nonszalancją położyłem się na plecach, ręce splótłszy za głową. Panna A. zaczęła się odwdzięczać. Nawet laik zauważyłby, że nigdy wcześniej nie miała penisa w ustach i wszystkie wykonywane przez nią ruchy były wymyślane na poczekaniu, bez jakiegoś wcześniejszego planu. Nie zmienia to jednak faktu, że było mi bardzo dobrze. To było pociągające, być zadowalanym przez dziewicę-amatorkę. W końcu zapytałem, czy mogłaby wykorzystać dobrodziejstwa języczka...
Ach! To było wspaniałe. Mięśnie na przemian kurczyły się i naprężały. Chwilami pracowała językiem tak ostro, że przyjemność spotykała się z bólem. Nie protestowałem, bo wiedziałem, że doprowadzi mnie to przecież do szczytu rozkoszy...
 - Och!... - jęknąłem, co dość rzadko mi się zdarza.
Spojrzałem na pannę A. Moje przyrodzenie wciąż było w jej ustach. Sperma wypływała przez zaciśnięte wargi, a było jej naprawdę mnóstwo. Kochanka zdjęła dłoń z penisa i otarła ją o pierś, zostawiając na niej smugę nasienia.
Zamknąłem oczy.
           

Nauczycielka



Boże, taka naiwnie i nieoryginalnie? Kogo chcę złapać na taki tytuł?! Ach, jestem beznadziejny. 
W taki sposób myślałem o sobie, grubymi literami napisawszy u szczytu kartki wyraz NAUCZYCIELKA. Lecz żaden inny nie przychodził mi do głowy. Zresztą, nie miałem ani sił, ani ochoty, by rozczulać się nad czymś tak w mojej opinii nieistotnym. Przecież miałem napisać opowiadanie erotyczne, które powinno powodować wypieki na twarzach czytelników, a nie wielkie dzieło o dumnie brzmiącym tytule. 
Pierwsza część pracy była już wtedy za mną i prawdę powiedziawszy mogłem wówczas zabrać się za pisanie, ale nie autorem, który za nic miałby sobie empiryzm. Potrzebowałem doświadczenia. Pewnie, mogłem napisać o przyjemności płynącej z seksu nigdy jej nie zaznawszy, ale wtedy pozostałby pewien niesmak. Potrzebowałem tego przeżycia. 
Schowałem arkusz do szuflady i wszedłem na popularny portal z ogłoszeniami. Wyszukałem anonse z mojego miasta. Wyskoczyło ich całkiem wiele; nie sądziłem, że na takim górniczo-hutniczym zadupiu tyle kobiet chce się oddawać za pieniądze. Choć z drugiej strony...
- Witaj, kotku - odezwał się ciepły głos w słuchawce. 
Pani, do której zadzwoniła reklamowała się jako ponętna nauczycielka. Dlaczego nauczycielka? Czyżby oprócz dawania dupy męczyła się z dzieciakami w szkole? Chodziło o coś zgoła innego. Owszem, poświęcała się pracy z gówniarzami, ale udzielane przez nią lekcje w niczym nie przypominały tych ze szkoły. 
- Bardzo chcę przeżyć swój pierwszy raz - powiedziałem. 
- Hm... Więc w czym problem? Chcesz mnie odwiedzić czy ja mam przyjechać do ciebie?
Mieszkałem wtedy sam, nie było więc przeciwwskazań, bym spędził ten czas w towarzystwie prostytutki. 
- A ile to będzie kosztowało? - spytałem. 
- Sto pięćdziesiąt godzina. Plus pięćdziesiąt taksówka. 
Stać mnie, pomyślałem. Przyrodzenie zaczęło twardnieć. 
- Spotkajmy się - powiedziałem, a następnie podałem adres. 
- Za godzinkę, skarbie - odparła na pożegnanie. 
Kobieta ze zdjęć była cycatą brunetką o długich, opadających na piersi włosach. Według ogłoszenia była trzydziestolatką. Nie wierzyłem, że trzydziestolatka może mieć takie rozstępy i obwisły biust, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Prezentowała się nieźle. Przynajmniej na zdjęciach. Penis rozdzierał majtki, więc wybór był trafiony. 
Czas mijał nieubłaganie. Serce przyspieszyło swój rytm, w ustach zaczynało brakować śliny. Zestresowałem się. Właściwie, z dwóch powodów. 
Po pierwsze - czy podołam wyzwaniu? A jeśli mój nieużywany jak dotąd ptaszek będzie miękki i wywoła salwy śmiechu u kochanki?
Po drugie - czy to była właściwa decyzja, by stracić dziewictwo z call girl?
Na szczęście, nie było sposobności, by się nad tym dłużej zastanawiać, bo po chwili ktoś zapukał do drzwi...
"Ktoś". Wiecie, kto. Spojrzałem przez wizjer. Trzydziestolatka? Na pewno nie. Byłem przekonany, że odjęła sobie co najmniej pięć lat. To nic, pomyślałem. Dupeczka fajna. 
Przekręciłem klucz i nacisnąłem na klamkę. Nogi były jak z waty. 
- Cześć, kochanie. - Bez pytania przeszła przez próg. Pocałowała mnie w policzek i objęła. Kutas był twardy jak głaz. Bardzo mnie to ucieszyło. Wspomniałem już przecież, że bałem się kompromitacji. Byle nie sflaczał. 
- Nie, to po pracy - powiedziała, kiedy próbowałem wręczyć jej pieniądze. Odłożyłem banknoty na stół. - Wzięłam prysznic u siebie. A ty, chciałbyś się odświeżyć? 
Wprawdzie rano wziąłem kąpiel, ale wtedy jakoś wyleciało mi to z głowy. A może po prostu chciałem odciągnąć w czasie moment rozdziewiczenia? 
- Wezmę prysznic - odparłem. 
- Pomogę ci. 
Pomożesz?! Byłem wystraszony. Za chwilę pierwszy raz w życiu miałem rozebrać się w towarzystwie kobiety! A jeśli mam zbyt małego? Nie, no mały to chyba nie jest. Albo jest? Te myśli szalały w mojej głowie. Tymczasem, byliśmy coraz bliżej łazienki. Przepuściłem ją w progu. Zamknąłem za nami drzwi. 
- No, śmiało. - Uśmiechnęła się. 
Zdjąłem koszulkę. Patrzyła na mój nagi tors, przygryzając wargi. Pomyślałem, że tylko się zgrywa, że kreuje dobry klimat i nie chodzi tu o szczery zachwyt, a o marketingowy chwyt. "Nasz klient - nasz pan". Właściwie zaś - "Mój klient, mój pan". Miałem być zadowolony. 
- Pomogę. - Sięgnęła do mojego paska i rozpięła go. Zsunęła ze mnie spodnie i tak oto stałem przed nią w skarpetkach i bieliźnie. Przyglądając się jej dziecinnie, skarciłem się w myślach. Zdejmij te skarpety, idioto! Tak zrobiłem. A majtki? Majtki niemalże ze mnie zerwała, po czym wepchnęła mnie pod prysznic. Strumień ciepłej wody przyjemnie pieścił ciało, a delikatne dłonie nauczycielki bawiły się moim przyrodzeniem.
- Lubię, kiedy jest pachnący. Wtedy przyjemniej wziąć do buzi - mówiła, myjąc go z wielką pieczołowitością. Naprawdę się temu poświęciła. Ale w pewnej chwili niespodziewanie cofnęła się i zatrzasnęła drzwi kabiny. Spośród pary i szyb kabiny koloru rozlanego mleka nie dało się jej dojrzeć. Mogłem zakręcić kurek i wyjść spod prysznica, by zobaczyć, co się stało, lecz coś mi podpowiadało, że to nie byłoby sexy. Słusznie podpowiadało. Po niespełna minucie nauczycielka, golusieńka jak ją pan Bóg stworzył, stała obok mnie. Nasze ciała stykały się. 
- Mam wilgotną - pochwaliła się. Przysięgam, była dumna!
Szepnęła do ucha, że mogę robić z nią, co zechcę. Potem uklękła i wzięła mojego na wpół twardego penisa do ust. Jejku, cóż to za uczucie! Myślałem, że rozpłynę się z przyjemności. Dziś patrzę na to odrobinę inaczej, lecz wtedy... Byłem wniebowzięty. Chwilami stawałem na palcach, tak było mi dobrze. 
Bardzo podobało mi się też to, że rósł w jej buzi. To przecież pociągające! A kiedy był już jak skała, nauczycielka niespiesznie podniosła się i pocałowała mnie w usta. To był mój pierwszy pocałunek. Jak to się robi? Musiałem improwizować, ale szło mi chyba całkiem nieźle. Gdy nasze usta stanowiły jedność, w lewej ręce wciąż ściskała moje przyrodzenie. 
Stanęła na przeciw ściany, oparła się o nią rękoma i wypięła. Wejdź we mnie, dała do zrozumienia. Stanąłem za nią i.
- No, śmiało - dopingowała i wreszcie zatopiłem się pomiędzy jej nogami. Było tak cudownie! Robiłem to coraz szybciej i szybciej, i niestety w pewnej chwili poczułem, jak odpływa z niego krew. Zaczął maleć! Wystraszony nie na żarty, chwyciłem moją nauczycielkę za piersi, by dodatkowo się podniecić. Czując pod palcami jej wspaniałe sutki, wiedziałem, że pomogło. 
- Mam spiralę - powiedziała. - Możesz trysnąć. 
Nie trzeba było mnie o to prosić. Wykonałem jeszcze kilka ruchów, i jeszcze kilka, i kilka, i... nic. Co jest?!
Zacząłem posuwać ją mocniej. Jęczała. 
To już nie było posuwanie. To było rżnięcie. 
Nareszcie!
Znacie to uczucie. Do czego je porównać? Ja czułem się wtedy jak, jak gdyby wszystko, co na mnie wówczas ciążyło, uleciało. 
- To będzie sto pięćdziesiąt - powiedziała. - Plus taksówka.